Pomoc słuszna, tylko źle zarządzana
Komisja Europejska wreszcie przyznała, że rozważa ograniczenie importu produktów rolnych z Ukrainy. Jednak czy nie jest to próba maskowania swoich błędów?

Po kilkutygodniowej fali zdecydowanych protestów rolników wschodni członkowie Unii Europejskiej jednostronnie nałożyli zakazy importu ukraińskich produktów rolnych. Teraz o ograniczeniu importu mówi też Komisja Europejska. Ta decyzja jest o tyle zaskakująca, gdyż przed rokiem strategia tego unijnego organu zakładała zawieszenie niemal wszystkich barier importowych dla ogarniętej wojną Ukrainy. Czy nagła zmiana zdania na ten temat wynika wyłącznie z niezadowolenia rolników?
Unia miała znaczne niedobory
Jeszcze miesiąc temu Komisja Europejska informowała, że otwarcie granic na produkty rolne z Ukrainy, które miło trwać do czerwca, zostanie przedłużone o kolejny rok. Teraz pod wpływem zdecydowanych żądań wsparcia skierowanych przez rządy Polski, Słowacji, Węgier, Rumunii i Bułgarii, decydenci z Brukseli biorą pod uwagę ograniczenie importu ukraińskich produktów rolnych do Unii Europejskiej drogą lądową. Czyżby źle oszacowano potrzeby i zdolności eksportowe Ukrainy?
Ubiegłoroczne zbiory w Unii Europejskiej ze względu na dotkliwą suszę w krajach południowych były dalekie od rekordowych. Nie spinał się ani bilans zbożowy, ani rzepakowy. Kraje, które odnotowały deficyty, mogły bez problemu wchłonąć całość ukraińskich nadwyżek po bardzo atrakcyjnych cenach. Tymczasem zbyt duża część importu pozostawała w krajach graniczących z Ukrainą, które akurat odnotowały dobre zbiory i już miały problem z eksportem swoich nadwyżek.
Ukraiński import to tylko połowa
Niestety, wymiana wewnątrz wspólnoty była utrudniona, bo Komisja Europejska nie wstrzymała zmasowanego importu zbóż, oleistych i mięsa z krajów Mercosur, Australii i Kanady. Ten import z uwagi na kryzysową sytuację można było ograniczyć lub zawiesić, ale Komisja tego nie zrobiła w obawie o utratę rynków na produkty przemysłowe takich krajów, jak Niemcy, Francja czy Włochy. Interesy unijnych rolników zostały tu niejako złożone w ofierze.
Komisja Europejska wzorem rządów krajów, w których doszło do załamania rynków zbytu dla rodzimych producentów rolnych, będzie obwieszczała podejmowanie licznych działań. Przy czym najszybciej będą realizowane te, które wiążą się z wydaniem jakiegoś przepisu o randze odpustu. W Polsce będzie to np. zezwolenie na budowę bez pozwolenia silosów o pojemności do 250 t. Ile pieniędzy władze potrzebują na to wydać?
Z kosztowniejszych działań zapowiadana jest pomoc w wysokości 100 mln € do podziału na 5 krajów graniczących z Ukrainą. Podobno jest to cała rezerwa celowa KE na ten rok. Jeśli wziąć pod uwagę, że za o wiele większą kwotę jeden ukraiński agroholding sprzedał nam mięsa drobiowego, to wielkość tej rezerwy wydaje się niepoważna.
Polski rząd postawił się Komisji
Kraje ogarnięte kryzysem nadmiaru żądają większego zaangażowania i nie przyjmują poleceń z Brukseli. Polski rząd sprzeciwił się KE i jednostronnie nałożył zakazy importu niektórych ukraińskich produktów rolnych. Nieco wcześniej minister Kowalczyk musiał opuścić swój urząd.
Wszystko to skłoniło Ursulę von der Leyen do ostatecznego uznania importu z Ukrainy za najwyższy priorytet. W minioną środę rzeczniczka Komisji Europejskiej poinformowała, że rozważa się ograniczenie importu nasion rzepaku, pszenicy, kukurydzy i słonecznika z Ukrainy. Jednak nie ogłosiła dokładnych ilości ani sposobu, w jaki to nastąpi. O wstrzymaniu bądź ograniczeniu importu z innych kierunków, w szczególności z Ameryki Południowej, nie padło ani jedno słowo.