Co z redukcją chemicznej ochrony roślin w UE?
To było emocjonujące posiedzenie Rady Ministrów Rolnictwa UE. Wiele delegacji wezwało do ponownej oceny skutków ograniczenia stosowania pestycydów. Część chciała zmian.

Na ostatnim posiedzeniu Rady Ministrów Rolnictwa UE (26 września br.) wiele delegacji wezwało do zebrania danych naukowych na temat skutków wdrożenia celów redukcji środków ochrony roślin. Propozycja ponownej oceny konsekwencji ograniczenia stosowania pestycydów po rosyjskim ataku na Ukrainę wyszła z Polski. W obecnych okolicznościach wydaje się słuszne, że dopóki nie będzie jasności w tej kwestii, proces legislacyjny należy zawiesić.
Niektórym jest wszystko jedno
Zdecydowana większość krajów UE poparła wniosek z Polski. Zdecydowany sprzeciw wyraził zwłaszcza Cem Özdemir – niemiecki minister rolnictwa z obozu partii Zielonych. Oprócz Niemiec, także Dania i Holandia chciały kontynuować proces bez dalszej oceny skutków. Uważają, że kolejne badania niepotrzebnie opóźnią proces wdrażania reform.
Zdanie oponentów podziela Stella Kyriakides, komisarz ds. zdrowia, która chce jak najszybszego wdrożenia regulacji dotyczących ograniczenia chemicznej ochrony upraw. Rozporządzenie w sprawie zrównoważonego stosowania środków ochrony roślin wchodzi w zakres jej kompetencji jako komisarza. Komisarz powiedziała, że UE musi dostosować swój model rolnictwa m.in. do zmian klimatu. Warto pamiętać, że komisarz Stella Kyriakides pochodzi z Cypru i z wykształcenia jest psychologiem.
Stanowisko Stelli Kyriakides skrytykował rumuński minister rolnictwa Petre Daea (z wykształcenia agronom). Stwierdził, że dopóki nie ma solidnych danych naukowych na temat konsekwencji ograniczenia chemicznej ochrony roślin, jest przeciwny przyjmowaniu wiążących celów redukcji. Daea przypomniał też, że Rumunia jest krajem o najniższym zużyciu pestycydów w UE.
W znacznie ostrzejszym tonie wypowiedziała się delegacja węgierska. Jej szef zarzucił Komisji Europejskiej „ideologiczne złudzenie”. Po czym dodał, że w przypadku Węgier najpierw trzeba przeprowadzić ocenę skutków/strat gospodarczych. Bez tego wniosek Komisji zostanie stanowczo odrzucony przez stronę węgierską.
Wilki stały się już unijnym problemem
Innym tematem środowiskowym była rosnąca uciążliwość dla rolnictwa ze strony dużych drapieżników. Delegacja z Austrii prowadziła kampanię na rzecz zmian we wdrażaniu dyrektywy siedliskowej, wymierzonej w sytuację rolników wypasających zwierzęta gospodarskie. Ze względu na rozprzestrzenianie się dużych drapieżników, takich jak wilk, wypas jest zagrożony, a tym samym jego istotny wkład w bioróżnorodność i dobrostan zwierząt.
Austriacki minister rolnictwa Norbert Totschnig uważa, że rolnicy nie powinni być sami z konsekwencjami rosnącej populacji drapieżników atakujących wypasane stada. Domaga się poszukiwania rozwiązań na szczeblu UE w zakresie stosowania dyrektywy siedliskowej. Inicjatywa Austrii została z góry poparta przez Chorwację, Finlandię, Łotwę, Rumunię, Słowację i Węgry.
Francuski minister rolnictwa Marc Fesneau zauważył, że potrzebna jest większa elastyczność w interpretacji i stosowaniu dyrektywy siedliskowej. Ponadto wymagane są większe środki. Wspólna Polityka Rolna (WPR) nie powinna być jedynym instrumentem, który złagodzi ekonomiczne skutki wilczych czy niedźwiedzich plag. Należy tu również wykorzystać unijne fundusze ochrony przyrody.
Podczas gdy Niemcy oceniły powrót wilka jako „sukces polityki ochrony gatunków”, Petre Daea stwierdził, że połowa wszystkich niedźwiedzi brunatnych w UE żyje w Rumunii i tam stwarza problemy. Do zmiany dyrektywy siedliskowej wezwał także duński minister rolnictwa Rasmus Prehn, bo coraz liczniejsze foki i kormorany poważnie zmniejszają zasoby ryb.