Czy Europę zasypie ukraiński cukier?

Europejscy plantatorzy buraków cukrowych wzywają Komisję Europejską do skończenia z podwójnymi standardami i domagają się naprawy polityki importowej cukru z Ukrainy.
Europejscy producenci cukru grożą, że przeniosą produkcję poza UE, chociaż taką działalność prowadzą od dawna.  Zdjęcie: Dreczka

Na ten rok gospodarczy władze ukraińskie przewidują ponad 30-krotne przekroczenie bezcłowego kontyngentu eksportowego na cukier do Unii Europejskiej, który do półrocza ub.r. formalnie wynosił 20 tys. t. Od czerwca 2022 r., kiedy tymczasowo zawieszono cła i limity, import cukru z Ukrainy do UE gwałtownie wzrósł. Te fakty były przedmiotem wczorajszych obrad Komisji Gospodarczej i Spraw Ogólnych przy CIBE – organizacji zrzeszającej związki plantatorów buraka cukrowego w Europie.

Kto tutaj bardziej chce zarobić?

Wbrew ostatnim oświadczeniom Komisji, wpływ tego importu na europejskich producentów cukru i plantatorów buraka cukrowego wydaje się być znaczący. Jednak najbardziej odczuwalny jest w krajach unijnych graniczących z Ukrainą. Zgodnie z analizami bardzo poważnych ośrodków badawczych bieżąca produkcja cukru w Unii nie pokryje potrzeb konsumentów. Według różnych źródeł potrzebny będzie import na poziomie kilkuset tys. ton. W tej sytuacji ukraiński cukier mógłby być ratunkiem, gdyby nie wcześniejsze porozumienia z krajami Mercosur i alarmujące komunikaty producentów cukru, którzy przy okazji szerzą defetyzm. Tutaj nasuwa się pytanie: gdzie przez ostatnich kilkanaście miesięcy koncerny zarządzające kilkoma cukrowniami na Ukrainie sprzedawały produkowany w nich cukier?

Ceny giełdowe cukru na światowych rynkach miesiąc temu były największe od 10 lat, gdyż sytuacja niedoboru tego towaru ma wymiar globalny. Teraz notowania spadły, bo europejskie koncerny cukrowe zaczęły intensywną sprzedaż tegorocznej produkcji, ale sytuacja wydaje się mieć charakter przejściowy. Stąd obecnym zmartwieniem producentów cukru bynajmniej nie jest problem, ze znalezieniem klienta, lecz za ile? Warto przypomnieć, że ceny obowiązujące w Europie są dużo wyższe niż na rynku światowym. Dlatego każda partia tańszego ukraińskiego cukru, jak wjedzie do UE, teoretycznie ogranicza zyski koncernów cukrowych. Wystarczy przypomnieć, że w poprzednim roku import cukru z Ukrainy wyniósł ponad 400 tys. t. I tu trzeba postawić otwarte pytanie, kto ten cukier sprowadził i sprzedał dalej. Bo tak się złożyło, że polski eksport cukru w okresie od stycznia do września br. przekroczył 411 tys. t, z czego 1/3 trafiła do krajów pozaunijnych.

Obecnie w Europie trwają negocjacje między spółkami cukrowymi i plantatorami dotyczące przyszłorocznych warunków skupu buraków. We Francji rolnicy zażądali stawki sięgającej 55 €/t korzeni bazowej jakości. Druga strona nie jest skłonna przyjąć tych warunków i jako główny argument podaje zagrożenie destabilizacją unijnego rynku w związku z napływem cukru z Ukrainy. Natomiast rzeczywisty problem tkwi w tym, że Francja każdego roku musi znaleźć rynki na swoje znaczące nadwyżki.

Od ponad 20 lat cukrownie nie straciły

Odkąd w UE wprowadzono cenę minimalną i kwotowanie produkcji, producenci cukru do interesu nie dokładają. Obecnie ostrzegają swoich dostawców surowca, że nadmierny import może zachwiać opłacalnością produkcji cukru i uprawy buraków w UE. Domniemaną winę za to zagrożenie ponosi Komisja Europejska, która wydaje decyzje o otwarciu granic. Rolnicy w tej grze są wykorzystywani w roli adwokatów przed Komisją i ostrzegani przed zagrożeniem przenoszenia produkcji cukru poza kraje unijne. Tymczasem Nordzucker, Südzucker i Pfeifer und Langen już to robią.

© Materiał chroniony prawem autorskim. Zasady przedruków w regulaminie.