Udział dopłat w przychodach maleje

Rosnące ceny środków do produkcji i zbytu płodów rolnych oraz szalejąca inflacja sprawiły, że kwoty wsparcia nie będą mieć takiego znaczenia, jak jeszcze przed rokiem.
Jeśli ceny płodów rolnych utrzymają się na wysokim poziomie przez dłuższy czas, to może się okazać, że część gospodarstw obejdzie się bez dopłat.  Zdjęcie: Dreczka

Dokładnych ustaleń w kwestii znaczenia dopłat w przychodach z prowadzenia działalności rolniczej, można dokonać wyłącznie na poziomie gospodarstwa. Czynników różnicujących ciągle przybywa. Na pierwszym planie pozostają koszty, a kolejnymi zmiennymi są różne struktury upraw, pogłowia zwierząt i programów, w których dane gospodarstwo bierze udział. Jednak nie ulega wątpliwości, że nawet w bieżącym roku pomoc zewnętrzna nie będzie miała takiego znaczenia dla finansów gospodarstw, jak jeszcze rok temu.

Ceny w górę, a dopłaty stoją

Wszystko za sprawą dynamicznych zmian cen środków do produkcji i zbytu płodów rolnych. Kropką na i jest inflacja, która swoim zasięgiem objęła niemal cały świat. W tych warunkach dopłaty uzyskiwane przez rolników będą relatywnie mniejszą pozycją w ich przychodach. Natomiast o pomysłach polityków na waloryzację do poziomu odpowiadającego obecnym realiom jakoś nic nie słychać.

W Europie Zachodniej niektóre organizacje rolnicze wzięły się za obliczenia, czy przestrzeganie wymogów Wspólnej Polityki Rolnej nadal się opłaca. Do tego problemu trzeba podejść z dalszą perspektywą, mianowicie czy będzie to opłacalne od 2023 r., kiedy wymogi w kwestii realizacji WPR wzrosną i obciążą gospodarstwa kolejnymi wydatkami lub spowodują pomniejszenie rozmiarów produkcji.

Dla poparcia wątpliwości przedstawiono wyrywkowe obliczenia. Niestety, pokazują one, że wydatki gospodarstw się utrzymają. Możliwe, że podobnie będzie z cenami zbytu. W tych okolicznościach niektórym gospodarstwom może się opłacać odstąpienie od realizacji nowych wymogów WPR w zamian za rezygnację z wnioskowania o dopłaty.

Pojawia się coraz więcej głosów, że metoda podwyższania wymogów w zamian za coraz mniejsze wsparcie nie znajdzie akceptacji. Budowaniem tej świadomości chcą się zająć organizacje rolnicze. Na przykład w Niemczech na tę okazję przygotowano już pewne wyliczenia. Jeśli w minionym roku dla gospodarstwa położonego w korzystnym rejonie udział dopłaty do uprawy pszenicy ozimej wyniósł 16%, to od 2023 r. będzie to 5%. Natomiast w gospodarstwie położonym w suchym regionie, gdzie dopłata stanowiła 25% przychodu z uprawy pszenicy, za rok będzie to tylko 8%.

W obu przypadkach produkcja byłaby opłacalna nawet bez dotacji, a odstąpienie od nowych, rygorystycznych wymogów, to duża swoboda działania i brak konieczności ponoszenia nakładów na inwestycje, które nie przyczyniają się do wzrostu dochodowości. Oczywiście jest bardzo możliwe, że wiele gospodarstw przywykłych do korzystania z dopłat nie będzie chciało się bez tego obejść.

Uprawy towarowe czy prośrodowiskowe?

Konsekwencją WPR 2023 dla upraw polowych będzie spadek areału pszenicy, jęczmienia, żyta i kukurydzy. Ich miejsce zajmą inne, w tym takie, na które nie ma żadnego rynku. Tutaj dużo zależy od ostatecznego kształtu Krajowego Planu Strategicznego, który w pierwszej wersji nie przypadł do gustu Brukseli, jako za mało prośrodowiskowy. Nasz Rząd walczy o zachowanie poziomu produktywności, żeby Polska nie utraciła kontaktu z rynkami eksportowymi. Handel żywnością jest zbyt poważną pozycją w wymianie zagranicznej naszego kraju.

© Materiał chroniony prawem autorskim. Zasady przedruków w regulaminie.