Chcą wycofania z eksportu

Pomysły na paraliżowanie możliwości eksportowych swojego przemysłu pojawiają się nie tylko w Polsce. Takie inicjatywy podejmują też politycy z innych krajów.
Niemieckie fabryki środków ochrony roślin należą do grupy największych dostawców na światowe rynki.

Ugrupowania lewicowe (SPD) i proekologiczne w Bundestagu (izby wyższej niemieckiego parlamentu) wywołały w ubiegłym tygodniu ogromną dyskusję na temat eksportu środków ochrony roślin produkowanych w Niemczech. Przedstawiciele wspomnianych frakcji opowiedzieli się za wprowadzeniem zakazu produkcji i eksportu z Niemiec środków zawierających substancje czynne wycofane (niedopuszczone) do stosowania w Niemczech lub Unii Europejskiej, ze względu na zagrożenie dla zdrowia ludzi lub środowiska.

Sprzedaż trucizn jest nieetyczna

Wspomniane frakcje należą obecnie do opozycyjnych (mniejszościowych) w niemieckim parlamencie. Jednak postanowiły wystosować wniosek do rządu federalnego o wydanie rozporządzenia zakazującego wywozu środków ochrony roślin niedopuszczonych do stosowania w Niemczech i UE. W uzasadnieniu podają, że podwójne standardy w produkcji takich środków są nie do zniesienia. Jeśli coś jest zbyt toksyczne dla Europy, jest też zbyt toksyczne dla ludzi w innych regionach świata. Swoją aprobatę dla tej inicjatywy wyraził m.in. specjalny sprawozdawca Organizacji Narodów Zjednoczonych ds. praw człowieka i substancji niebezpiecznych.

Przeciwne stanowisko zajęli przedstawiciele koalicji rządzącej (CDU/CSU). Uważają, że kraje pozaunijne przyjmują własne kryteria, jeśli chodzi o zatwierdzanie substancji czynnych. Tam także sprawdza się, czy określone zastosowanie środka ochrony roślin nie stwarza zagrożenia. Nie można też narzucić tym krajom niemieckich czy europejskich standardów, bo to by oznaczało interwencję w ich suwerenność. Zakaz eksportu spowodowałby również zmianę przepływów handlowych i początkowo nie miałby żadnego wpływu na dostępność przedmiotowych rozwiązań w tych krajach. Ponadto reakcją na zakaz eksportu może być przeniesienie produkcji problematycznych środków ochrony roślin do krajów trzecich.

Trudno zrezygnować z dobrego zarobku

W Niemczech swoje siedziby i ogromne zaplecza badawczo-produkcyjne mają światowe potęgi na rynku środków ochrony roślin. Znajdują w nich zatrudnienie dziesiątki tysięcy wysoko wykwalifikowanej kadry, które w licznych rejonach dominują lokalne rynki pracy. Są też bardzo poważnymi podatnikami. Ograniczenie ich aktywności z pewnością odbiłoby się na zatrudnieniu, obrotach handlowych i wpływach podatkowych.

Jako alternatywne rozwiązanie podaje się wprowadzanie do oferty eksportowej produktów, które są dopuszczone w Niemczech i Unii Europejskiej. Jednak w większości są to produkty nowe, wymagające większej precyzji stosowania i dość drogie. Zdecydowanie przegrywają konkurencję ze starszymi rozwiązaniami, których produkcja jest tańsza.

Warto pamiętać, że wiele pestycydów z europejskiego rynku zupełnie nie radzi sobie z problemami występującymi w innych krajach, gdzie trzeba się zmagać ze znacznie bardziej zjadliwymi organizmami szkodliwymi. Dotyczy to zwłaszcza krajów położonych w klimacie tropikalnym i subtropikalnym. Tam przeciwko takim plagom, jak np. szarańcza, trzeba użyć bardziej radykalnych rozwiązań. Pod tym względem położenie Europy można uznać za luksusowe.

© Materiał chroniony prawem autorskim. Zasady przedruków w regulaminie.