Dlaczego rolnicy nie stawiają na zdrowotność odmian?
Wysiłki hodowców od dziesięcioleci, obok wzrostu plonowania, zmierzają w kierunku ulokowania w odmianach jak najwięcej cech odpornościowych. Jest to trudna sztuka.
Hodowla nowych odmian roślin uprawnych to bardzo często poszukiwanie kompromisu pomiędzy wysoką wydajnością i jakością, a odpornością na najgroźniejsze choroby. Na ogół trudno to pogodzić. W końcu na rynek trafiają odmiany bardzo dobrze plonujące lub cechujące się ponadprzeciętną odpornością względem licznych sprawców chorób. Praktycy zwykle wybierają te pierwsze, chociaż stanowiska, jakimi dysponują, zazwyczaj nie pozwalają na pełne uwolnienie potencjału najwyżej plonujących odmian.
Najgorsze są podsuszki i fuzarioza
Epidemie najgroźniejszych chorób występują tylko raz na kilka lat i regionalnie. Niekiedy rolnik sam je prowokuje, np. zaniedbując zmianowanie. W przypadku zbóż do chorób, nad którymi nadal trudno jest utrzymać kontrolę, należą "podsuszki" i fuzarioza kłosa.
Dzięki hodowli odpornościowej w ostatnich latach pszenica ozima stała się zdrowsza pod względem rdzy żółtej i mączniaka prawdziwego. Jednak w przypadku pszenicy i pszenżyta nadal wysoki priorytet ma hodowla pod kątem odporności na fuzariozę kłosa, aby ograniczać zawartość mikotoksyn w ziarnie. Rozwiązania chemiczne, pomimo znacznej dostępności, bywają kłopotliwe pod względem odpowiedniego terminu aplikacji. Postęp hodowlany też jest tu niewystarczający. Istnieją ku temu dwa powody: z jednej strony dziedziczenie odporności na fusarium jest szczególnie skomplikowane, a z drugiej strony wysokowydajne odmiany często zawierają część materiału genetycznego sprzyjającą podatności.
W przypadku zbóż bardzo istotne są choroby liści, zwłaszcza rdze. Tutaj hodowla odpornościowa poczyniła znaczne postępy. Jednak praktyka często nie przywiązuje do tego właściwej uwagi i wybiera wysoki plon chroniony chemią. Zatem czy zalety odmian odpornych nie są interesujące w kategoriach biznesowych?
Na razie tylko w nielicznych przypadkach, ale w przyszłości może się to zmienić. Wyjątkowo zdrowe odmiany nie zawsze są uniwersalne pod względem innych wymagań. Mogą nie nadawać się do każdego stanowiska lub mieć specjalne wymagania glebowe, albo też wadę w postaci niskiej mrozoodporności, czy podatność na wyleganie. Istotne są również cechy jakościowe, jak zawartość białka surowego i liczba opadania. Dla młynów są to nadal podstawowe kryteria, które rolnik musi mieć na uwadze.
Poza tym, grzyby chorobotwórcze bardzo szybko mutują i nawet odporność warunkowana genetycznie w końcu ulega przełamaniu. Nie zmienia to jednak faktu, że wyhodowanie odmiany o znacznie zwiększonej odporności na jakiś istotny patogen jest wielokrotnie tańsze, niż opracowanie nowej molekuły skutecznego fungicydu.
Konflikt interesów
W naszym kraju dystrybucją nasion i środków ochrony roślin zazwyczaj zajmują się te same podmioty gospodarcze. Jest tu pewien konflikt interesów. Jeśli w ofercie byłyby odmiany odporne na najważniejsze gospodarczo choroby, to fungicydy nie byłyby potrzebne rolnikom, może za wyjątkiem zapraw. Dlatego w materiałach promocyjnych zazwyczaj najbardziej promuje się plon i jakość, a następnie niskie wymagania, małe zapotrzebowanie na azot, czy tolerancję na niski odczyn gleby. Zdrowotność rzadko bywa kryterium choćby drugiego rzędu. Lansowana już od dekady integrowana ochrona roślin niewiele tu zmieniła.