„Piątka dla zwierząt” i jedynka dla rządu
Ostatnie dni upłynęły pod znakiem ekspresowej nowelizacji Ustawy o ochronie zwierząt. Na tej rewolucji zwierzęta nie zyskają nic, a rynkom rolnym grozi destabilizacja.
Projekt nowelizacji Ustawy o ochronie zwierząt trafił do Sejmu 11 września br., i zaledwie po tygodniu pod osłoną nocy został uchwalony. Co złego tak nagle stało się zwierzętom, że posłowie nie mogli spać?
Już sama troska o bezdomność psów i kotów zakrawa na wielką mistyfikację, zwłaszcza w kontekście nierozwiązywalnego od dziesięcioleci problemu bezdomności ludzi w naszym kraju. Nie wiadomo też z czyjej woli do ustawy trafiły zwierzęta utrzymywane w celach gospodarczych, tj. chowane lub hodowane z przeznaczeniem na mięso i futra. Jak wielu jest naiwnych polityków, którzy ślepo wierzą w to, że prawo jednego małego kraju może skłonić blisko 2 miliardy ludzi do zaprzestania konsumpcji mięsa wołowego i drobiowego z uboju koszernego i halal oraz nagłego przejścia na wegetarianizm? Ciężko też oczekiwać, że wytworne i bogate damy przestaną gustować w drogich futrach i przywdzieją pokutne worki z konopnego włókna.
Popyt na koszerne mięso jest stały, usadowiony zarówno na gruncie religijnym, jak i sanitarnym. Więc jedyne co na pewno się zmieni, to miejsce uboju rytualnego. Skorzystają na tym inne kraje, a Polska straci miliony dolarów. Podobnie stanie się z chowem zwierząt futerkowych. Dlatego decyzja o tym, kto i co chce jeść oraz nosić, powinna być podejmowana indywidualnie, a nie narzucana odgórnie. Przecież jeśli nie będzie popytu, to zniknie sens prowadzenia produkcji, a rynek sam się wyreguluje.