Czesi nie chcą polskiej żywności

Ograniczanie dostępu do rynku nie może być sposobem na ratowanie ujemnego bilansu wymiany handlowej w granicach wewnętrznych Unii Europejskiej.

Co jakiś czas Czesi organizują akcję mającą na celu zmniejszenie napływu żywności z Polski. Najnowszym pomysłem jest wprowadzenie przepisów, które by limitowały udział produktów pochodzących z importu w sklepach wielkopowierzchniowych. Stosowną ustawę przyjęła już izba niższa czeskiego parlamentu. Według jej postanowień od przyszłego roku udział rodzimych produktów żywnościowych powinien stanowić ponad połowę, a za sześć lat blisko 3/4.

Pod względem zaopatrzenia w żywność Czechy nie są krajem samowystarczalnym. W dużym stopniu korzysta na tym Polska, która na rynku południowego sąsiada lokuje ogromne ilości mięsa drobiowego, przetworów zbożowych, nabiału i warzyw. W dużej części tego asortymentu czeskie rolnictwo jest słabe. Po przemianach ustrojowych zachowały się duże spółdzielnie rolnicze, które jednak bardzo do serca wzięły sobie potrzebę cięcia kosztów i masowo likwidowały pracochłonne działy produkcji.

Decyzję czeskich władz już oprotestowało kilka krajów wspólnoty. W swoim stanowisku wskazują na sprzeczność podobnych praktyk z obowiązującą w Unii swobodą przepływu towarów. Praktyki ograniczające dostęp do swoich rynków są przejawem dyskryminacji. Ich skutkiem może być wezwanie przez Europejski Trybunał Sprawiedliwości (TSUE) i nałożenie wysokich kar.

Przeciwne ograniczeniom importu są także czeskie organizacje konsumenckie. W swoim stanowisku wskazują na możliwość wystąpienia problemów z zaopatrzeniem oraz wzrostów cen żywności rodzimej produkcji. Widzą też zagrożenia m.in. w postaci fałszowania pochodzenia żywności i nielegalnego oraz niekontrolowanego importu.

© Materiał chroniony prawem autorskim. Zasady przedruków w regulaminie.