Czym można zastąpić nawozy mineralne?
Ceny nawozów należą do rekordowych. Jak w takiej rzeczywistości ustalać dawki nawożenia poszczególnych roślin i czy są jakieś inne, równie efektywne alternatywy?
Od ponad roku rynek nawozów znajduje się pod presją czynników zupełnie niezawinionych przez rolnictwo. Rekordowe poziomy osiągają zwłaszcza ceny azotu. Rynek nawozów w najbliższych miesiącach może się rozwijać według trzech scenariuszy:
- bardzo optymistyczny – rynek doznaje odprężenia, a ceny powracają do poziomów niższych niż końca w 2021 r.;
- umiarkowanie dobry – ceny utrzymują się na obecnym poziomie, chociaż europejskie zapasy spadają z powodu braku nowych dostaw;
- pesymistyczny – następuje ponowny wzrost cen, który osiąga historyczne maksima, wspierany malejącą podażą i rosnącym ryzykiem niedoboru.
W obliczu utrzymującej się niepewności konieczne jest poszukiwanie wszelkich możliwości lepszego zarządzania nawożeniem azotem. Część rozwiązań jest dobrze znana, a inne dojrzewają do tego, żeby je wypróbować:
- wprowadzenie roślin motylkowych, a zwłaszcza strączkowych do płodozmianu;
- brak maksymalizacji dawek (znacznie poniżej nakładu granicznego);
- rozpowszechnianie produktów ekologicznych;
- wykorzystanie narzędzi wspomagających podejmowanie decyzji.
Bakterie wiążące azot – ciekawe, ale czy efektywne?
Nawet przez dwoma laty luksusowe stosowanie nawozów mineralnych nie należało do powszechnych praktyk. Jednak obecnie sytuacja ekonomiczna przemawia za tym, żeby schodzić z dawkami o kilka- kilkanaście procent poniżej tego, na co wskazują kalkulacje zapotrzebowania upraw na poszczególne składniki pokarmowe. Na pierwszym miejscu jest azot, co wynika z jego plonotwórczego działania. Tylko część gospodarstw ma dostęp do nawozów naturalnych lub organicznych (gnojowica, obornik, kompost, poferment), które do pewnego stopnia mogą zastąpić nawozy mineralne.
- Sprawdź: Jak zwiększyć działanie azotu?
Drastyczny wzrost cen nawozów pochodzenia przemysłowego otworzył drzwi innym specyfikom. Są one reklamowane jako czynniki zwiększające efektywność działania stosowanych składników, względnie unieruchamiających uwstecznione, a także czerpiące składniki z otoczenia i udostępniające je roślinom. Szczególnie często słyszy się o biostymulatorach oraz bakteriach wiążących azot.
Od dziesięcioleci szkoły rolnicze uczą, że istnieją dwie główne grupy bakterii, które wiążą azot. Pierwsza to bakterie korzeniowe, żyjące w symbiozie z roślinami należącymi do rodziny bobowatych. Ich wydajność bywa bardzo wysoka. Natomiast do drugiej grupy należą bakterie wolnożyjące, które mogą bytować w glebie, na częściach nadziemnych roślin lub nawet we wnętrzu tkanek. Ich zaletą jest znacznie szersze spektrum upraw jednorocznych lub wieloletnich, gdzie mogą się przyczynić do poprawy ich odżywiania azotem. Jednak sam proces udostępniania go roślinom zachodzi okrężną drogą i osiąga bardzo różną wydajność.
Przed rokiem silnie promowano specyfik mikrobiologiczny zawierający bakterie Methylobacterium symbioticum. Posiadają one zdolność wiązania azotu z powietrza, ale roślinom udostępniają go dopiero po swojej śmierci. Środków biologicznych zawierających wspomniane bakterie przybywa jak grzybów po deszczu. Są oferowane pod różnymi nazwami, chociaż ich najważniejszym czynnikiem czynnym zwykle jest ten sam gatunek (a nawet szczep) bakterii.
Ponieważ odpowiedzialność za efektywność tych produktów nie jest ujęta w żadnych ramach prawnych, na rynku panuje osobliwa giełda obietnic. Najodważniejsi obiecują, że bakterie wolnożyjące dostarczą roślinom nawet 100 kg N/ha. Nie wykluczam, że jest to możliwe, ale nie w naszym kraju. Bliżsi prawdy są ci, który szacują, że bakterie wolnożyjące dostarczą roślinom do 30 kg N/ha. Potwierdzenie tej wartości znalazłem w badaniach prowadzonych przez niezależne ośrodki doradcze z Europy Zachodniej. W przypadku pszenicy ozimej pozytywny wpływ bakterii dostarczających azot został oceniony na 4 dt/ha.
Uzależnione od warunków wilgotnościowych
Warto pamiętać, że efektywność zarówno bakterii symbiotycznych, jak i wolnożyjących, jest uzależniona od warunków panujących w trakcie wegetacji. Im są one lepsze dla roślin (zwłaszcza uwilgotnienie), tym intensywniej swoje procesy życiowe prowadzą wszelkie mikroorganizmy. Z oczywistych powodów większą witalnością i trwałością cechują się te, które naturalnie występują w naszych glebach. Natomiast obce zwykle obumierają po każdym cyklu wegetacyjnym i w kolejnych trzeba je ponownie wprowadzać.