Zły przykład

Europa ma niebywałe szczęście posiadania rodzinnego, odpowiedzialnego i najbardziej zrównoważonego rolnictwa na świecie. Tymczasem na rolników prowadzi się nagonkę.
Kukurydza oskarżana jest o zbyt duże zużycie wody. Tymczasem jest niezrównanym źródłem wszechstronnie wykorzystywanej biomasy i wychwytuje rekordowe ilości dwutlenku węgla.  Zdjęcie: Dreczka

Sri Lanka (dawniej Cejlon) to jeden z pierwszych krajów, który zakazał stosowania pestycydów (w 2021 r. – przyp. red.) i zdecydował się na produkcję w pełni ekologiczną. Teraz, w obliczu braku żywności oraz załamania się sprzedaży herbaty, będącej głównym produktem eksportowym, a także zaprzestania użytkowania gruntów, które stały się odłogami, rząd Sri Lanki musiał zmierzyć się z rzeczywistością i pilnie znieść wprowadzone zakazy.

Czy to dobry kierunek?

Czy przypadkiem Europa nie zmierza tą samą drogą? Zielony Ład zakłada zmniejszenie powierzchni gruntów rolnych o 10%, przeznaczenie 1/4 z nich na produkcję ekologiczną oraz zmniejszenie o połowę ilości stosowanych środków ochrony roślin i nawozów. Inaczej mówiąc, mamy produkować mniej i drożej. Czy w obecnej sytuacji, gdy mamy do czynienia z gwałtownym wzrostem cen, pandemią Covid-19 w tle oraz brakiem bezpieczeństwa żywnościowego i niepokojami społecznymi na całym świecie, nie strzelamy sobie sami w kolano? W odpowiedzi słyszymy: ale przecież produkujemy za dużo.

Czyżby na pewno? 150 krajów na świecie importuje żywność. Niewiele z nich eksportuje, w tym np. Francja i Polska. Jednak sytuacja ulega pogorszeniu. Owoce, warzywa, kurczaki coraz częściej pochodzą z zagranicy. Dotyczy to nawet kukurydzy, której największym importerem na świecie stała się Europa!

Biorąc pod uwagę potrzeby żywnościowe i chcąc znaleźć alternatywę dla paliw kopalnych, potrzebujemy tej cudownej rośliny bardziej niż kiedykolwiek, będąc jednocześnie największym światowym eksporterem jej nasion. Kukurydza oskarżana jest o zbyt duże zużycie wody – kukurydza wojownik – jak nazywa ją Erik Orsenna (polityk, pisarz, członek Akademii Francuskiej), tymczasem wychwytuje rekordowe ilości dwutlenku węgla. Jest też niezrównanym źródłem biomasy wykorzystywanej do produkcji zielonej chemii, energii, izolacji i oczywiście żywości.

We Francji tylko 1/4 powierzchni kukurydzy jest nawadniania. A przecież wody tam nie brakuje i wykorzystuje się poniżej 3% wód opadowych. W tym kraju, gdzie jest najwięcej prywatnych basenów na świecie, zabrania się rolnikom magazynowania wody, doprowadzając w jednym z departamentów na zachodzie kraju do zniszczenia nowo zbudowanych zbiorników retencyjnych. Tymczasem gromadzenie wody to działania niezbędne, jeżeli chcemy zapobiec zachodzącym zmianom klimatycznym, zachowując żywy krajobraz.

Wracają zapomniane plagi

Jeszcze gorzej traktowani są ci rolnicy, którzy ośmielą się wyjechać opryskiwaczem. Taki nieszczęśnik zostanie natychmiast obrzucony obelgami typu „zabójca pszczół, truciciel”, podczas gdy chce on nas tylko wyżywić, zapobiegając chorobom, o których dzięki niemu zdążyliśmy zapomnieć. Przypomnę ergotyzm (choroba wywołana przez sporysz – przyp. red.) ukazany przez malarza Hieronima Bosch’a, czy zaraza ziemniaka odpowiedzialna za plagę głodu w Irlandii. A one wracają! Ćma bukszpanowa niszcząca krzewy, zamieranie jesionów wywoływane przez grzyb Chalara fraxinea na nazywanych Zieloną Wenecją podmokłych terenach parku krajobrazowego Marais Poitevain nad Zatoką Biskajską. Jak to możliwe, że tak szybko o nich zapomnieliśmy?

W biednych krajach połowa zbiorów zostaje zniszczona przez szkodniki, chmury szarańczy i duże ilości mikotoksyn. Znowu pojawia się sporysz zbóż, równie piękny, co trujący bieluń dziędzierzawa, czy inwazja diabelskiego pluskwiaka – tarczówki marmurkowatej. Ale chronić nie można, ani też stosować inżynierii genetycznej, aby pomóc przyrodzie bronić się samej, podczas gdy my przyjmujemy trzecią dawkę szczepionki RNA, chcąc chronić nasze zdrowie!

Ta cała nagonka prowadzi do powstania nieszczęśliwej grupy zawodowej, odczuwającej zniechęcenie, bo nie potrafimy okazać jej wdzięczności. Sytuacja doprowadziła wielu rolników nawet do samobójstwa. Liczni mają wrażenie, że im więcej robią, tym więcej się od nich wymaga… jednocześnie importując wszystko, co się da, skąd tylko się da, oby tylko taniej!

Tymczasem mamy w krajach Europy niebywałe szczęście posiadania rodzinnego, odpowiedzialnego i najbardziej zrównoważonego rolnictwa na świecie. Znajdzie się miejsce dla wszystkich, tj. produkcji ekologicznej, krótkich kanałów dystrybucji, sprzedaży bezpośredniej, sklepów prowadzonych przez rolników, ale również gospodarstw wielkotowarowych zaopatrujących miasta oraz produkujących lokalnie zaledwie 2% tego, co konsumują ich mieszkańcy. Są przecież kraje, w których występuje deficyt strukturalny. Bądźmy realistami: 9/10 produktów, które spożywamy, pochodzi z tzw. rolnictwa konwencjonalnego – jest to termin wprowadzający w błąd, bo rolnictwo stale się zmienia dzięki innowacjom i staje się coraz bardziej zielone, idąc w parze z ekologią, a jego produkty kupowane są w sklepach wielkopowierzchniowych.

Nie tworzyć sztucznych barier

Łączmy modele produkcji, a nie przeciwstawiajmy ich sobie. Angażujmy naszych producentów w terytorialne projekty żywnościowe, w których każdy znajdzie swoje miejsce. Twórzmy wraz z nimi rezerwy wodne, kreując najpiękniejsze krajobrazy. Bez naszych rolników nie ocalimy ani klimatu, ani krajobrazu, ani naszego zdrowia. Aby utrzymać żyjące tereny, musimy szanować naszych producentów! Przestańmy ich stale pouczać odnośnie środowiska, kupując jednocześnie za ich plecami żywność, na której produkcję u nas nie chcemy zezwolić, twierdząc, że jest ona niezgodna z poszanowaniem praw społecznych, środowiska czy dobrostanu zwierząt. Są to ważne zagadnienia, co do których musimy zachować czujność… ale pod warunkiem, że będziemy konsekwentni w naszych działaniach.

Artykuł został opublikowany w czasopiśmie Sud-Ouest-Eco-Agriculture (Francja) 27.11.2021 r.

© Materiał chroniony prawem autorskim. Zasady przedruków w regulaminie.